A co my tutaj mamy, elegancką apaszkę? Drogą chustkę wielorazową? Nie, mamy po prostu Pseudobiceros bedfordi.
Ten wyglądający na wyjątkowo falistego zwierz to płaziniec, zwany często perskim płazińcem dywanowym – a troszeczkę też dywan przypomina, co prawda taki mini, mający zaledwie 10 centymetrów, ale jednak dywan. Morski rzecz jasna, patrzymy na mieszkańca Południowo-Wschodniej Azji i Australii. Istnieje jeden temat, który wyjątkowo często porusza się w przypadku tego konkretnego gatunku. Otóż jest to walka na penisy. I tak, przeczytaliście to poprawnie.
Płazińce Pseudobiceros są hermafrodytami i mają dodatkowo po dwa penisy. Kiedy dwa osobniki się spotkają, nie umawiają się na randkę ani nie dogadują między sobą, tylko podejmują pojedynek. I cóż to za pojedynek! Płazińce dosłownie uprawiają szermierkę, na zmianę broniąc się i atakując. Nie może to jednak trwać wieczność i w końcu któryś z bezkręgowców przegrywa. Wygrany dokonuje wówczas inseminacji partnera, a sperma trafia do jajowodów i zapładnia komórki jajowe. Dlaczego tyle zachodu?
Produkcja komórek jajowych i jaj jest energochłonna i zasobochłonna dla organizmu. Każdy osobnik woli więc być tą męską częścią i dać sobie spokój z wydawaniem potomstwa. Aż troszkę zrozumiałe.
Autor: Matthias Liffers
Dzisiejsze odjechane zwierzątko nadesłała Joanna Beker.