Mieliśmy kiedyś lisa na szczudłach więc proszę, ktoś do niego analogiczny – zając na szczudłach.
Mara jest spokrewnionym z kapibarami gryzoniem, a z wizualnie podobnymi zającami nie jest w żaden sposób genetycznie połączona. Jednocześnie ma całkiem spore, szpiczaste uszy i wielką miłość do nie bycia zjadanym. W tej kwestii nasza zającopodobna mara przypomina z kolei gazele. Potrafi nie tylko szybciutko uciekać, ale również robić powietrze akrobacje polegające na wysokich podskokach. Nie z radości, absolutnie. To takie behawioralne odstraszacze. Jeśli drapieżnik widzi, że taka Dolichotis patagonum beztrosko wyskakuje sobie wysoko ponad trawy to stwierdza, że nie warto jej gonić. Musi mieć w sobie mnóstwo energii!
Tylko to takie oszustwo widzicie, bo takie balety i tańce wymagają masę energii. Ale jeśli coś jest głupie i działa to nie jest głupie, wiadomo. Po namiętnych podskokach mary oddają się intensywnemu pożeraniu wszelkich roślin zielonych w zasięgu wzroku.
Znaczy może nie wszelkich. Mary raczej nie będą zjadać trawy oznaczonej feromonami. W okresie godowym oznaczanie terenu feromonami jest głównym zajęciem samców. Nie jest to jednak proces finezyjny, a polegający na przesuwaniu gruczołów analnych po podłożu. Prościej? Panowie przeciągają dupki po ziemi.
Średnio idealne zaproszenie na randkę, ale każdy lubi co innego.
Autor: Cloudtail the Snow Leopard