To są chyba najbardziej sowie sowy jakie można sobie wyobrazić. Człowiek myśli „sowa” i dosłownie widzi takie właśnie stworzenia. Absolutna książkowa perfekcyjność!
Gatunek, na którego chwalenie poświęciłam ostatnie trzy zdania jest mieszkańcem Ameryki Południowej. To niezbyt wielka sowa, którą charakteryzują „uszy” oraz występowanie dwóch barwnych wariantów jak widać na załączonym zdjęciu. Wariant bardziej rudy preferuje życie wśród lasów sosnowych, natomiast ten szary woli dęby. Żaden z nich nie będzie jednak miał większych problemów z przystosowaniem się do życia w rejonach zamieszkanych przez ludzi. Jeśli jest cokolwiek, co może udać dziuplę to się nada. A jak trafi jeszcze na budkę lęgową to ho ho! Szpony lizać przy takiej nieruchomości.
Można więc generalnie powiedzieć, że sowa jak sowa, jaka jest każdy widzi jednak na usta ciśnie się jedno pytanie. Czy syczoń krzyczy czy syczoń syczy? Ciężko stwierdzić. Jak dla mnie żaden z tych czasowników nie spełnia swojej roli w oddaniu natury dźwięku wydawanego przez przedstawicieli Megascops asio. Dla mnie ich śpiew przypomina bardziej coś między rżeniem konia a niewyciszonym telefonem stacjonarnym w zamkniętym pokoju.
Nie jestem jednak pewna do którego dźwięku jest bliżej.
Autor: Mbalotia, Wikimedia Commons