Chrumph. Zdjęcia robią, spać nie dają!
Klasycznie, jak ropucha to niezadowolona. I nie rozumiem, jak można być niezadowolonym z bycia ropuchą, szczególnie w przypadki agi.
Po pierwsze, Rhinella marina to jedna z największych ropuch; często mierzy nawet 15 centymetrów. Po drugie, płazy są z natury nawilżone, nie mają jakichś problemów z suchą skórą i doborem kremów w drogerii. No i po trzecie – ma ona szansę na legalną emigrację!
Otóż nasza aga (lecz nie Agnieszka) ma troszkę szerszą dietę niż przeciętny płaz, bowiem zadowala się także padliną. Jasne, lubi jedzenie żywe i ruchliwe, ale będzie równie ukontentowana mając po prostu pełny brzuch, generalnie zje tak dużo jak może i to czegokolwiek. Wielu ludziom ten gatunek wydał się więc fajnym, tanim (bo darmowym) i sprawnym środkiem do zwalczania szkodników upraw. Pożyczyli więc sobie troszkę egzemplarzy z Ameryki Południowej i przeprowadzili introdukcję na terenie m.in. Australii. No i nie zgadniecie co.
No wyszło tak średnio. Ludzie nie docenili zarówno żarłoczności ropuchy olbrzymiej jak i jej możliwości rozmnażania się. Sprowadzone osobniki zaczęły się mnożyć w niemal niepoważnym tempie, zżerając wszystko na ich drodze – poza szkodnikami upraw, żeby było śmieszniej – i dodatkowo psując dietę wszystkim innym drapieżnikom. Przedstawiciele Rhinella marina sami są wyjątkowo niesmaczni, właściwie trujący dla większości. Ropuchy olbrzymie więc wypierają lokalne płazy i jednocześnie trują lokalne drapieżniki. A szkodniki jak były to tak są.
No kto by się spodziewał, że wprowadzanie obcego gatunku do ekosystemu może się źle skończyć. Absolutnie nieoczekiwany zwrot ekologicznej akcji.
Autor: Brian Gratwicke