Były tutaj w zeszłym miesiącu takie mrówki, co sobie prowadzą wycinkę liści; dzisiaj więc o troszkę podobnych do nich pszczółkach.
Przedstawiciele rodzaju Megachile generalnie określani są jako „ścinacze liści”, ale ja wybrałam dla was konkretnie Megachile sculpturalis. Inaczej musiałabym opisywać ponad 1500 gatunków! Ten rodzaj błonkoskrzydłych to bowiem jeden z najliczniejszych rodzajów pszczół. Ale skupmy się na tej jednej owadziej koleżance.
Megachile sculpturalis jest jedną z większych przedstawicielek swojego rodzaju, mierzy bowiem od 19 do 25 milimetrów. Sami widzicie, że z niej całkiem potężne stworzenie i też całkiem potężny zapylacz. Inaczej niż klasyczna znana nam pszczołą miodna, ta panienka zbiera pyłek nie w koszyczkach znajdujących się na odnóżach, ale na specjalnej szczoteczce pod brzuchem. Jasne, zbiera pyłek, zapyla, pije nektar – ale porozmawiajmy o tym zbieraniu liści.
Dobrze podejrzewacie, że faktycznie, ta pszczoła nie zbiera liści na sposób kolekcjonerski. Ona wykorzystuje je do wykładania łóżeczek swoich dzieciaków. To owady prowadzące samotniczy tryb życia, każda samica musi więc sama radzić sobie z zapewnianiem odpowiedniego miejsca do składania jaj. W tym celu wykorzystuje wszelkie mniej lub bardziej wąskie miejsca, takie jak puste w środku gałązki albo drobne norki wykopane w ziemi. Samica schodzi na sam dół takiego tunelu i tam zaczyna od stworzenia pierwszej komórki dla jaja. Samo jajo otacza pyłkiem i nektarem, a następnie owija całość kawałkiem liścia, dodaje odrobinkę spajającego błotka i odkłada na odpowiednie miejsce. Tak tworzy kolejne i kolejne komórki na kolejne jaja, a wszystkie są troskliwie owinięte jak noworodki w kocykach. Zdarza się jej również używać żywicy, która może wspomagać błoto utrzymujące wszystko na miejscu.
Po wykluciu się, larwy siedzą w tych swoich zrobionych z liści kocykach przez całą zimę. Skromnie i powolutku podjadają sobie pozostawione przez mamę zapasy, aby przejść pełne przeobrażenie wczesnym latem i zacząć cykl od nowa.
Myślicie, że mają do swoich całkowicie biodegradowalnych kocyków sentyment?
Autor: Frank Vassen