Pytanie już standardowe – na co patrzymy? A no na takiego zwykle niezwykłego ślimaka morskiego.
Było już wiele przedstawicieli nagoskrzelnych (Nudibranchia), ale ten golasek to jakiś taki bardziej specjalny. Kształt ma nadzwyczaj trudny do określenia, bo to taki oceaniczny konformista. Dopasowuje się zazwyczaj do morszczynu pęcherzykowatego, znanego również jako kelp.
Morszczyn pęcherzykowaty to całkiem spory glon należący do brunatnic, który jest bardziej podłużny niż szeroki. W dużych skupiskach tworzy albo wodne niby-lasy albo centra niby-miast, wystając z dna niczym wieżowce. Unosi się wówczas dosyć swobodnie co tworzy dobre miejsca dla naszego Melibe leonina. Stały ruch glonów zapewnia bowiem stałą cyrkulację wody i przepływ smakowitego, znanego już wam planktonu.
Wróćmy więc teraz do Melibe leonina, który pomieszkuje sobie na morszczynach niczym taki znajomy, co śpi na kanapie. Niby ma się wyprowadzić w ciągu kilku dni, ale jakoś tego nie widać. Tak też nasz ślimak siedzi sobie na glonach i wykorzystuje przepływający plankton jako posiłek. Jego bardziej okrągława, posiadająca jakby czułki część to otwór gębowy. Jego sposób działania jest trochę jak takie grube firanki, między którymi przechodzi kot. Niby mógłby ruszyć tylko jedną firanką, ale rusza obie (bo może). W podobny sposób Melibe leonina przechwytuje sobie posiłki przy pomocy jednej części otworu gębowego, aby ostatecznie użyć obie. Pozwala to na zatrzymanie większej ilości pożywnych bezkręgowców. Przy tym nasz ślimak jest mocno przyczepiony (nawet grupowo) do jakiegoś morszczynu.
No chyba tak się te koleżki przyjaźnią, że morszczyn go nie wygania. Miło.
Autor: Robin Agarwal
Jeśli możesz, wesprzyj mnie finansowo poprzez serwis Patronite /odjechanezwierzatka