Kiedyś był tutaj wpis o bielankowatych, rybach pozbawionych hemoglobiny. Dzisiaj opowiemy sobie o ich sąsiadach, również zamieszkujących te same lodowate wody Oceanu Południowego.
Antar polarny, podobnie jak większość osobników z rodziny nototeniowatych (Nototheniidae), potrafi wytwarzać w organizmie bardzo wyjątkowe białko – zapobiegające zamarzaniu. Generalnie komórki lodu nie lubią, ponieważ lód ma objętość większą niż taka sama ilość wody. Woda zamieniająca się w lód zaczyna więc zajmować w komórce coraz więcej i więcej miejsca, ostatecznie ją rozrywając od środka. Dissostichus mawsoni i jej magiczne białko mają jednak głęboko w płetwie odbytowej jakieś prawa biofizyki. AFPsy (antifreeze proteins/białka przeciw zamarzaniu) działają niczym komandosi, w komórkach polując na wszelkie kryształki lodu. Doczepiają się do nich i powstrzymują od tworzenia większych kompleksów krystalicznych. Obezwładnienie molekularne!
Ale to nie wszystko, organizm antara przystosowuje go do zimnej wody również na większą skalę, czyli na poziomie organów oraz całego organizmu. Na przykład, po osiągnięciu 100 centymetrów długości ta spora ryba zyskuje pływalność, czyli zdolność utrzymywania się w wodzie w jednej pozycji bez użycia siły. Niby dla ryby to nie jest nic imponującego ALE nototeniowate nie mają pęcherza pławnego który za tę sytuację normalnie odpowiada. Jakoś w czasie ewolucji wymieniły pęcherz pławny na złogi tłuszczowe. Tak czy inaczej, jeśli nie musisz wysilać się przy pływaniu to oszczędzasz energię. A oszczędzanie energii jest bardzo ważne.
Antar polarny energię oszczędza dwojako. Zadziwiać może, że jego serce bije zaledwie raz na sześć sekund, czyli 10 razy na minutę. Nasze serca są przynajmniej sześć razy szybsze! Warto dodać jeszcze jedną, znacząca różnicę (poza tymi oczywistymi) pomiędzy ludźmi a Dissostichus mawsoni – temperaturę konieczną do działania enzymów.
Enzymy to związki często wyjątkowo wybredne w kwestii warunków, domagające się pewnych specyfikacji do działania. To bardzo ważne, ponieważ enzymy m.in. aktywują szlaki metaboliczne dające nam energię lub pozwalające ją magazynować. Jednym z ważniejszych czynników wpływających na enzymy jest temperatura występująca w konkretnym zakresie. Oczywiście nie chodzi o temperaturę całego ciała (która przecież różni się zależnie od miejsca pomiaru). Wciąż jednak komórki muszą wtedy zapewniać sobie odpowiednie środowisko i ciepełko. Żeby ułatwić sprawy, antary ewolucyjnie obniżyły wymagania enzymów, pozwalając na ich aktywację w znacznie niższych temperaturach niż u innych zwierząt. Dodatkowo, niska temperatura nie powoduje również dysocjacji (rozkładu) enzymu, w przeciwieństwie do zwierząt lądowych, choćby królików. Dysocjacja enzymu wymaga bowiem albo wytworzenia nowego albo złożenia starego; oba procesy zużywają energię. Taki Dissostichus mawsoni jest więc absolutnym leniem komórkowym.
Ale jakże przystojnym. Kto da buziaka?
Autorka: sandwich, Flickr
Dzisiejsze odjechane zwierzątko nadesłał Oskar Brożek.
Jeśli szczególnie doceniasz moje teksty, możesz zostać moim Patronem w serwisie Patronite /odjechanezwierzatka