Dzisiaj zwierzak z pewnym taksonomicznym kryzysem tożsamości.
Mniej więcej 50 lat temu, kiedy odkryto to dziwne stworzenie, stwierdzono, że jest ono ukwiałem. No dobra, trochę dużym, takim dwumetrowym*, ale nikogo taksonomicznie nie dyskryminujmy. Żył sobie taki koleżka w pobliżu kominów hydrotermalnych, wiadomo, cieplutka czillera, utopia, te sprawy. Niektórzy naukowcy to jednak jakoś się tak doczepili i nie pasowało im włączenie Relicanthus daphneae do ukwiałów wyłącznie na podstawie anatomii. Musieli pogrzebać więc w DNA.
To DNA spłatało im jednak figla, bo wywnioskowali, że nasz zwierzak nie jest ukwiałem. To miało miejsce w 2014 roku; biolodzy bezpardonowo wyrzucili Relicanthus daphneae z ukwiałów i próbowali dać mu jakąś klasyfikację sąsiedzką. Dzisiejszy bezkręgowiec nie posiedział jednak w tej klasyfikacji długo. Inni badacze postanowili pogrzebać mu w DNA mitochondrialnym, czyli tym oddzielonym od jądra. I mitochondrialne DNA spłatało kolejnego figla.
Chociaż materiał genetyczny w jądrach komórkowych Relicanthus daphneae wskazywał na znajdowanie się poza grupą ukwiałów, materiał w mitochondriach twierdził inaczej. Po rewaluacji anatomii tego gatunku, ostatecznie stwierdzono, że tak, jest jednak ukwiałem. Posiada on bowiem nematocysty, – komórki parzydełkowe – wyrzucające z siebie specjalne nici zakończone haczykami. A to jest moi drodzy wyłącznie cecha ukwiałów.
Naukowcy ponownie umieścili więc naszego oceanicznego zwierza w ukwiałach, co prawda w zupełnie oddzielnym podrzędzie niż cała reszta, ale ostatecznie wciąż w rzędzie ukwiałów.
Nie ma jednak gwarancji, że zagrzeje tam miejsce na długo. Taksonomiczny nicpoń, nic dodać, nic ująć.
Źródło: NOAA Photo Library, *prezentowana akurat wersja mini.