Co w was uwielbiam? Niezależnie, jak kolczaste jest zwierzę, wy i tak chętnie byście je przytulali.
Dlatego dzisiaj po prostu MUSZĘ wam przedstawić ursona amerykańskiego, drugiego największego gryzonia Ameryki Północnej. Ten potężny, niekiedy nawet kilkukilogramowy zwierzak (oprócz rozbrajającej osobowości oczywiście) słynie z mniej więcej 30 tysięcy kolców na grzbiecie. Jak szaleć to szaleć, tak?
Ilość to jednak nie wszystko, każdy może mieć dużo kolców, normalnie idę i kupuję, kolce w każdym sklepie sprzedają. Te należące do ursona odznaczają się za to specyficzną cechą jaką jest obecność mikroskopijnych, zwróconych w stronę właściciela struktur. Już szybciutko tłumaczę, jak to działa.
Wyobraźcie sobie parasol, który przynosicie po wielkiej ulewie do domu. Nie zostawicie go w korytarzu tylko zaniesiecie do łazienki, prawdopodobnie do wanny lub prysznica – w złożonej postaci, oczywiście. Rozłożycie go dopiero na miejscu, inaczej przecież przez drzwi prysznica się nie zmieści. Po pewnym czasie, gdy wyschnie, ponownie go złożycie i dopiero wyjmiecie z prysznica. Kolce ursonów są trochę jak takie parasole.
Każdy z kilkudziesięciu tysięcy kolców u przedstawiciela Erethizon posiada tycie, maluteńkie zadziorki, które normalnie leżą spokojnie. Kiedy jednak ktoś połakomi się na naszego gryzonia i takie igiełki wbiją mu się w ciało, zadziorki przestają być spokojne. Zamieniają się w takie parasolki w prysznicu – łatwo było włożyć, ale wyjąć już nie za bardzo. Znaczy da się, ale razem z drzwiami prysznica. Dokładnie tak jak kolce ursona wyjmuje się z ciała atakującego razem z poszarpanymi włóknami tkanek.
Auć.
Autorka: Sandy Brown Jensen
Dzisiejsze odjechane zwierzątko nadesłała Anna Gumowska.