Może nieco przykro, a nieco prawdziwie, zdążyliśmy już stwierdzić, że ryby, no cóż, nie są ładne. Oczywiście jest to nasz pogląd jako dwuręcznych, dwunożnych i bezpłetwych stworzeń. Nawet jednak innej rybie nie uda się przyznać, że to… coś na zdjęciu jest ładne.
Tym czymś na zdjęciu jest Neoclinus blanchardi, czyli ślizgowiec żyjący na zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej, przede wszystkim w okolicach Kalifornii. Wiecie, te plaże, te miasta, te parki narodowe? Wszystko to, czego nasz Neoclinus nie szuka.
Te osiągające maksymalnie jakieś 30 centymetrów kręgowce interesuje bowiem rzecz może nieco bardziej w życiu konieczna – jedzonko. Tym jedzonkiem zazwyczaj będą wszelkie drobne skorupiaki i przepływające ryby. Dzisiejszy przedstawiciel promieniopłetwych jest drapieżnikiem wyjątkowo terytorialnym, a terytorium buduje dookoła, cóż, rury. Dziury. Beczki. Muszli. Jak się zmieści, to mu pasuje, dobra? Z rozmiarów nie musicie go rozliczać.
No, a jak już taki Neoclinus blanchardi się zmieści, to będzie siedział i nie da nikomu innemu posiedzieć. Mniej więcej właśnie teraz dowiemy się więc, dlaczego jest, mówiąc miło, niezbyt ładny. Pomarszczone kąciki ust naszej rybeczki nie mają żadnego związku ze stopniem nawilżenia skóry lub starością. To dodatkowa, wyjątkowo potrzebna ilość skóry, która pozwala na otwieranie paszczy. Takiej paszczy przez duże P.
Widać już z góry, że w twarzy ten nasz dzisiejszy model jest jakiś nietypowy w kwestii szczękowej. To po bokach jego pyska (co nie jest ustami), to wielkie płaty skóry, wzmacniane przez chrząstki i w maksymalnym otwarciu tworzące coś w rodzaju namiotu. Spokojnie, to wszystko nie służy jakiemuś pożeraniu, ta kilkunastocentymetrowa ryba nie zamierza was zjeść. Ona tylko będzie prezentować potencjalny rozmiar paszczy, ponieważ to właśnie paszczy używa do straszenia przeciwników.
Tymi przeciwnikami będą przede wszystkim inni przedstawiciele Neoclinus, z których każdy szuka swojego miejsca na świecie. Niech nie szuka go jednak zbyt blisko innego Neoclinus. Dojdzie wtedy do emocjonującego starcia, w którym każdy z Neoclinus całkowicie, kompletnie i w 100% otworzy paszczę, żeby za jej pomocą, hm, czule obejmować przeciwnika.
Jeśli się uprzeć, można to określić jako całowanie, poprzedza to bowiem patrzenie się sobie w oczy oraz wymaga bezpośredniego kontaktu paszcza-paszcza. Zamiast jednak do miłej chwili, ten sparring prowadzić będzie do określenia, kogo paszcza BARDZIEJ pomieści rywala. Ten ktoś wygrywa i zostaje na miejscu; posiadacz mniejszej paszczy musi odpłynąć i gdzie indziej szukać szczęścia na morza dnie.
Źródło: iStock