Renifer jaki jest każdy widzi; nie każdy zna jednak wszystkie jego imiona. Nazywany również renem i karibu, tan ssak z rodziny jeleniowatych jest prawdziwym podróżnikiem. Rocznie, spacerując sobie po tundrze w poszukiwaniu mchów, porostów i traw, nasz kopytny może przemierzyć nawet 5000 kilometrów. Pięć tysięcy. To więcej niż trasa samochodowa z Lizbony do Moskwy! Podróżują w tempie nawet 50 kilometrów na godzinę oraz pływają w tempie 10 kilometrów na godzinę. Nie umieją jednak latać – pojawia się więc tutaj pierwszy zgrzyt w kwestii Mikołajowych sań. Jaki jest drugi zgrzyt?
Otóż pomimo męskich imion, jak na przykład Rudolf czy Kometek, reprezentanci Rangifer tarandus w zaprzęgu roznosiciela prezentów to właściwie… samice.
Powiecie, że zaraz zaraz, przecież mają poroże, halo, co to za kłamstwa wam wypisuję. Renifery to jednak jedyny z gatunków jeleniowatych, u których poroże występuje u obu płci. Mniej imponujące u samic, u samców poroże służy oczywiście do walki o potencjalną panią – a właściwie panie – swojego serca. Rekordziści o gigantycznej reprezentacji swojej męskości mogą zdobyć nawet 20 samic, ma to jednak swoją cenę. Odbywające się właśnie w okolicach grudnia walki prowadzą ostatecznie nie tylko do utraty poroża, ale również znacznej ilości tłuszczu. Sezon godowy samce kończą więc z gołymi głowami i zupełnie wychudzoną sylwetką. Samice natomiast pozostają tłuściutkie i z porożem. One bez wątpienia miałyby siłę, żeby ciągnąć Mikołaja z całym majdanem.
I chociaż wiecie już, że całe życie żyliście w reniferowym kłamstwie, to troszkę prawdy w sobie ma jednak Rudolf. Wśród niezwykłych przystosowań do życia w tundrze, gdzieś między specjalną sierścią, kopytami zabezpieczającymi od ślizgania się po lodzie oraz widzeniem ultrafioletu (umiejętność niczym termowizjer pozwalający odróżnić białe drapieżniki od białego śniegu), nasi koledzy mają jeszcze ŚWIECĄCE NOSKI.
Co prawda w kamerze termowizyjnej, ale jednak. To zjawisko występuje dzięki znacznie większej niż u innych ssaków ilości naczyń krwionośnych w nosie, co ma zapewniać ogrzewanie lodowatego powietrza zanim dostanie się ono do dalszej części układu oddechowego.
Nikt by chyba nie chciał, żeby renifer dostał jakiegoś zapalenia płuc, prawda?
A o tym, skąd renifery wzięły się w zaprzęgu Świętego Mikołaja powie nam dzisiaj Lekcjareligii.pl
Renifery i święta to skojarzenie przede wszystkim z USA. A to za sprawą wiersza “Noc wigilijna” (albo “Wizyta św. Mikołaja” czy też “Działo się to w Wigilię” od pierwszego wersu) z 1823 roku autorstwa Clementa Clarke’a Moore’a (początkowo opublikowany anonimowo).
Dlaczego wybrał te zwierzęta do ciągnięcia sań św. Mikołaja? Możliwe, że po prostu skojarzył je z zimą, a może to inspiracja skandynawskimi świątecznymi zwierzętami – kozami, których para ciągnie podobny latający pojazd innego “świętego”… boga piorunów Thora.
Tanngrisnir i Tanngnjóstr (czyli Zgrzytający zębami i Miażdżący zębami) to wierne wielofunkcyjne magiczne zwierzęta. Thor mógł je np. zjeść a one odradzały się następnego dnia.
Autor: Miguel Virkkunen Carvalho