Wczoraj jadowity jaszczur, dzisiaj… najbardziej toksyczna żaba na świecie.
Liściołaz jest obiektywnie raczej małą żabą, osiągającą jakieś trzy czy cztery centymetry. Wiele razy już wam jednak powtarzałam, że rozmiar nie ma znaczenia – nawet tak mała żabka posiada odpowiednio dużo toksyny, aby zabić co najmniej 10 osób.
Ową niezwykłą substancją jest batrachotoksyna, alkaloid powodujący trwałe otwarcie kanałów sodowych w komórkach nerwowych. Przepływ jonów przez błonę komórkową zostaje zakłócony, co uniemożliwia neuronom przesyłanie impulsów. A kiedy impulsy nie są przesyłane, mięśnie nie zmieniają swojej pozycji – co oznacza paraliż.
Trucizna występująca w gruczołach skórnych liściołaza nie jest jego bronią, ale systemem ochronnym. W przeciwieństwie do innych płazów, nasz Phyllobates terribilis nie wpada w panikę na widok drapieżcy, ale po prostu oddala się nieśpiesznie. Dobrze wie, że nikt nie połakomi się na taki zatruty kąsek. A przynajmniej prawie nikt.
Jeśli liściołaz miałby wskazać jakiegokolwiek wroga, byłby to endemiczny wąż Erythrolamprus epinephelus. Ten w sumie niepozorny gad wykazuje pewną odporność na działanie batrachotoksyny. Najprawdopodobniej odpowiada za to substancja znajdują się w jego ślinie – nie jest to jednak metoda w stu procentach skuteczna. O ile Erythrolamprus epinephelus chętnie zjada młode liściołazy, absolutnie nie połakomi się na dorosłe osobniki. Ilość zawartych w skórze toksyn zwiększa się bowiem wraz z wiekiem, a właściwiej, wraz z ilością spożytych w ciągu życia mrówek. Jeśli nasze liściołazy nie spożywają pewnych rodzajów mrówek, nie zyskują możliwości syntezy swojej przerażającej toksyny. Miejsce ma to na przykład w hodowlach – za względu na śliczne kolory nasz żabol to gatunek całkiem popularny wśród terrarystów.
Nie tylko jednak terraryści lubią Phyllobates terribilis. Jest to również jedno z najważniejszych zwierząt wśród niektórych plemion kolumbijskich, a przynajmniej takie było – zanim wynaleziono supermarkety. Kiedy jeszcze konieczne było samodzielne upolowanie obiadu, mieszkańcy terenów Kolumbii zaczynali od odnalezienia jakiegoś ślicznego, małego liściołaza. Z łatwością chwytali drobnego płaza i ocierali groty swoich drobnych strzałek o jego skórę, powodując wydzielanie się batrachotoksyny w ilości mniej więcej 0,002 gram. Jest to naprawdę niewiele, ale w zupełności wystarcza. Po przygotowaniu dwóch lub trzech strzałek, żaba wypuszczana jest na wolność – jej trucizna jednak zasycha i w tej formie pozostaje aktywna jeszcze przez co najmniej dwa lata.
Piękna spuścizna życia Phyllobates terribilis.
Autor: Brian Gratwicke
Dzisiejsze odjechane zwierzątko nadesłała Justyna Filipińska.