Lunarka amerykańska to gatunek typowy dla rodzaju Leuresthes i nietypowy dla całej reszty świata. Podobne do sardynek i osiągające niecałe piętnaście centymetrów ryby są znane z jednej bardzo dziwnej rzeczy – wędrówki na tarło.
Nie chodzi jednak o wędrówkę, jaką odbywają na przykład łososie, przemierzające tysiące kilometrów. Lunarki mogą wydawać się nieco mniej ambitne, bo wędrują tylko na płycizny. Robią to jednak w naprawdę, ale to naprawdę dużych grupach, wykorzystując naturalne wysokie przypływy w czasie pełni księżyca. Księżycówki dostają się tak bardzo w głąb lądu, jak to tylko możliwe; następnie samice wykopują małe dołki na jaja za pomocą ogonów i pozwalają samcom na zapłodnienie.
Kiedy dojdzie już do tego wszystkiego, dorosłe ryby wracają do wody, trochę za pomocą odpływu, a trochę za pomocą niezdarnego tarzania się w mokrym piasku. Malutkie, wciąż znajdujące się w jajach rybki muszą za to poczekać na swoją kolej, czyli do kolejnego wysokiego przypływu. Jest on czynnikiem powodującym wyjście maluchów z jaj.
Choć wszystko to może nie brzmi jakoś wyjątkowo imponująco… wyobraźcie sobie to w tysiącach ryb na jednej plaży, wszystkie błyszczące, wijące się i trące o siebie nawzajem. Ich naturalny zegar biologiczny nie wymaga słońca określającego dzień i noc – wystarczą zmiany ciśnienia wody.
Bo po co komu kalendarz i zegarek, jak ma się lunarkę, prawda?
Autor: Shahan Derkarabetian
Dzisiejsze odjechane zwierzątko nadesłała Anna Gumowska.