Dawniej znany jako wychuchol ukraiński, ten futrzasty zwierzak ma problem. Ktoś ewidentnie zapomniał dorysować mu oczy, a za dużo czasu poświęcił na nochal. W ciągu swojego taksonomicznego istnienia uznawany za mysz, bobra i wychuchola, desman dzisiaj opowie nam, jak to naprawdę jest być desmanem. Znaczy ja opowiem. W jego imieniu.
Ten trochę podobny do bobra, a trochę do szczura zwierzak jest gatunkiem ziemnowodnym najbliżej spokrewnionym z kretami. Kiedyś nazywany był wychucholem (biolodzy ciągle zmieniają jednak zdanie), teraz określany jako desman, ten dziwak chwilowo nosił również nazwę chochoł piżmowy. Do chochoła niezbyt podobny, ale troszkę jednak piżmowy, ten futrzak zawsze miał problem z dopasowaniem się.
I nie chodzi tylko o taksonomię. Inne ssaki naśmiewały się z jego zredukowanych uszu zewnętrznych, połączonych błoną pławną palców i łuskowatego ogona. Ten niewielki ssak z terenów granicznych Ukrainy i Rosji ukrywa się więc namiętnie w norach wzdłuż brzegów rzek i jezior, wejście tworząc pod wodą. Pod wodą również szuka w dużej mierze jedzenia, posługując się wydłużonym nosem. Zjada w sumie prawie wszystko, zarówno drobne bezkręgowce jak i rośliny.
Czego oczy nie widzą, pyszczkowi nie żal. A desman widzi naprawdę mało tymi tycimi, krecikowatymi oczami.
Źródło: East News
Dzisiejsze odjechane zwierzątko nadesłał Michał Rucki.