Pamiętacie, jak kiedyś była tutaj taka super miniaturowa morska owieczka?
Bo dzisiaj kolejny ślimak morski, który jest bezczelnym złodziejem chloroplastów. Elysia chlorotica może nie wygląda tak uroczo jak tamta owieczkopodobna Costasiella, ale w sumie to wcale nie ma wyglądać. Ten napędzany światłem słonecznym bezkręgowiec próbuje spełnić swoje marzenie pozostania liściem, w czym problematyczne wydają się być komórki zwierzęce. Elysia zaczyna więc swoje życie od znalezienia jakiegoś fajnego glona z gatunku Vaucheria litorea i wyssania jego zawartości. Układ pokarmowy naszego ślimaczka nie trawi jednak tej komórkowej masy, ale przepuszcza ją, w międzyczasie wbudowując chloroplasty w komórki nabłonka jelita. Tam nasze plastydy przeprowadzają fotosyntezę przez co najmniej kolejne 9 miesięcy, co nie byłoby szczególnie imponujące, gdyby nie fakt, że mniej więcej tyle właśnie żyje Elysia chlorotica.
Czy to znaczy, że ten ślimak fotosyntetyzuje i oszukał ewolucyjny system producentów i konsumentów? I tak i nie. Chociaż faktycznie przez te 9 miesięcy od wchłonięcia chloroplastów Elysia teoretycznie żyje o świetle i dwutlenku węgla, jej zdolności fotosyntetyczne wynikają z symbiotycznej relacji z glonem. Naukowcy dotąd nie umieją wyjaśnić, w jaki sposób chloroplasty tak długo są w stanie przetrwać w organizmie ślimaka, ponieważ jego naturalny genom nie jest w stanie syntetyzować białek koniecznych do funkcjonowania chloroplastów.
Pozbawiony dostępu do świeżych glonów ślimak musi więc najwidoczniej utrzymywać te plastydy na taśmę, ślinę i dobre słowo.
Autor: Patrick Krug
Dzisiejsze odjechane zwierzątko nadesłała Anna Gumowska.