Czyli dzisiaj krótka historia o tym, co powstanie z połączenia kota, wiewiórki i nietoperza. Lotokot.
W angielskim określane jako latające lemury (chociaż z lemurami nie mają nic wspólnego), te ssaki z Południowej Azji są bliżej spokrewnione z naczelnymi niż podobnymi wizualnie polatuchami! Prowadząc nocne i całkowicie nadrzewne życie samotnicze, mogą być wyjątkowo trudne do zaobserwowania. Kiedy je jednak już zauważymy, są dwie opcje: albo nasz Lotokot pozostanie całkowicie nieruchomy z nadzieją, że go nie zjemy – albo ruszy w górę. Gdy się nie odczepimy, ten łożyskowiec ma jeszcze ostatnią drogę ucieczki. Co prawda nie odleci (jak nazwa obiecuje), ale ruchem szybowcowym zwieje na inne drzewa, na odległość nawet 100 metrów, prawie nie tracąc przy tym wysokości. Jego wygrana z grawitacją jest gwarantowana przez obszerny fałd skórny zaczynający się na szyi, a kończący na palcach dolnych kończyn.
Umiejętność szybowania gwarantuje Lotokotowatym przewagę ewolucyjną w dostępie do większej ilości pożywienia bez narażania się na drapieżniki, jedyną wadą jest potrzeba istnienia odpowiedniej powierzchni i odległości do lotu.
No, takie lotokotowate lotnisko to mogłabym zasponsorować.
Autor: Vincent St. Thomas
Dzisiejsze zwierzątko zostało wybrane przez Tomasza Rudzińskiego, naszego tysięcznego fana.
